INFORMACJE24.co.uk

Jesteś tutaj: Informacje24 5 Rowerem na Mount Everest

Rowerem na Mount Everest

Jan Leśniak – Polak, który postanowi wyjechać rowerem na Mount Everest. Wywiad z nietuzinkowym rowerzystą przeprowadził Sławomir Sawczuk.

 

 

Jan Leśniak

Pochodzenie; Warszawa, Polska

Zamieszkały obecnie; Bath Somerset, południowo-zachodnia Anglia

Żonaty, dwójka dzieci

Wiek: prawie 30 lat

Pracuje jako kierowca i fotograf

Pasja; głównie uporczywa jazda na rowerze i fotografia, po za tym; muzyka, pisanie tekstów i wiele innych zainteresowań

Uwielbia poranną kawę i papierosa

Nie cierpi jak nasza reprezentacja narodowa przegrywa mecze piłki nożnej

Największa motywacja: Rocky Balboa

Największa demotywacja: moja prokrastynacja 

Interesuje się problemami świata... swoimi też

Bawią go: dzieci

Najbardziej zanudza go: dzisiejsze MTV

 

SS. Janku, objaśnij, proszę co to jest projekt ,,367,, a co to jest ,, bikerest,,?

JL. Projekt 367 to nazwa mojego bloga, w którym zamieszczam moje różne plany - projekty, jakie zamierzam zrealizować na przestrzeni roku, a bikerest jest właśnie premierowym projektem, czyli tym pierwszym z wielu następnych. Najważniejszym celem tego przedsięwzięcia jest wspieranie fundacji Lennox Children's Cancer Fund.Fundacja ta pomaga rodzinom z dziećmi chorymi na raka i białaczkę przejść przez trudy tej choroby. Stara się na wszelkie sposoby złagodzić gehennę tej sytuacji i zapewnić finansowe wsparcie. I właśnie tej sprawie poświęcam mój wyczyn; Bikerest.

 

Bikerest jak sama nazwa podpowiada (Bike - rower, Erest - Mount Everest), to dotarcie rowerem na najwyższy szczyt świata. Oczywiście w sposób symboliczny. Będę chciał wjechać na jedno ze wzgórz Bath 75 razy w górę i  w dół aby osiągnąć przewyższenie równe największej górze świata czyli 8850m. Chciałbym tego dokonać w czasie 24h a może i nawet krótszym, czyli do 20h.

SS. Kiedy to będzie i jak to będzie wyglądało od strony kuchni?

JL. Wystartuję po południu w sobotę 27 kwietnia, tak aby dojechać na szczyt około południa następnego dnia. Będzie to też akurat dzień moich 30-tych urodzin. To też dla mnie ważna symbolika... kolejna dekada. Ponieważ będzie to wyczyn nieoficjalny, ruch na drodze, którą będę jeździł będzie otwarty i na pewno w ciągu dnia inni użytkownicy drogi będą dla mnie jakąś przeszkodą... albo ja dla nich. (śmiech). Będzie mi również asystował kolega siedząc w samochodzie gdzieś tam na trasie. Jest on przeszkolony w udzielaniu pierwszej pomocy oraz będzie zaopatrzony w niezbędne mi rzeczy, takie jak napoje, jedzenie, odżywki. Będzie także podłączony pod internet, co pozwoli na relacjonowanie mojego przedsięwzięcia na żywo na facebooku na moim fanpage - u. Będzie też przekazywał mi ewentualne komentarze od moich fanów, co sprawi mi miłe wrażenie kibicującej mi widowni i na pewno będzie mi potrzebne.

SS. Na swoim blogu piszesz o tym, jak to wspaniale jest konkurować z samym sobą i cieszyć się z odnoszonych sukcesów. Ty jednak chcesz żeby Twoje sukcesy komuś się jeszcze przydały. Warto usłyszeć odpowiedź, na pytanie; po co to?... dlaczego?

JL. Zacznę od tego, że za nim przyszły sukcesy poniosłem wiele porażek. Ale ciągnęło mnie coś, żeby próbować dalej. Nawet wtedy, gdy inni pukali się w czoło na mój widok pedałującego na rowerze którąś już tam godzinę. Potem nadeszły pierwsze sukcesy, radość i satysfakcja z ich odnoszenia. Dzięki temu wiele rzeczy zrozumiałem, jednak na dalej nie uzyskałem wyczerpującej odpowiedzi. Nie pozostało mi więc nic innego jak szukać dalej, poprzez realizowanie kolejnych wyzwań. Za nim się obejrzałem, zdiagnozowałem u siebie już poważne uzależnienie od ścigania się z wyzwaniami. co też było by w pewnym sensie odpowiedzią. Odczułem też, że dobrze by się stało, żeby z mojego doświadczenia korzystali też inni. I znowu dzięki temu czegoś się dowiedziałem i nauczyłem ale powstały kolejne intrygujące pytania.

SS. Tu muszę wtrącić, to że ja sam kiedyś skorzystałem z twojego doświadczenia i wsparcia, co pomogło mi pokonać mój pierwszy w życiu półmaraton a w chwili obecnej pozwala mi to już poważnie przygotowywać się do pierwszego pełnego maratonu. I będę Ci to jeszcze długo wypominał.

JL. Nie przesadzaj. A wracając do mojego poszukiwania odpowiedzi na pytanie dlaczego to robię, to pomyślałem, że teraz kiedy już jestem ojcem (Ola 3.5 roku i Adaś 1 rok) i mężem (żona Monika), znajdując się w innej sytuacji, jednocześnie starając się nadal realizować moje projekty, że może to też pomoże mi rozwiązać tę tajemnicę. W końcu odpowiadając na twoje pytanie; Dlaczego?

Odpowiem:Nie wiem. I nie znam żadnego długodystansowca, który by wiedział.Ale fajnie mi się żyje szukając na nie odpowiedzi, czyli wciąż gonię króliczka.

SS. Wracając do fundacji Lennox Children's Cancer Fund, jak doszło do współpracy, dlaczego właśnie ten kierunek pomocy  i jak z tym wszystkim łączy się twoja inna pasja, jaką jest fotografia?

JL. Patrząc na moją wspaniałą żonę i cudowne dzieci, stwierdziłem, że jestem wielkim szczęściarzem i po mimo tego... a może właśnie, dla tego, zainteresowałem się tymi, którym los zafundował inną rzeczywistość. Gdzieś są ciężko chore dzieci, których rodzice muszą je przez tą chorobę jakoś przeprowadzić. Dzieci, które często musiały szybko dorosnąć do problemów, których ja i moja rodzina może i oby, przez całe życie nigdy nie zaznają. Dla tego zacząłem szukać fundacji zajmujących się tym problemem. Pomijając to, że nie miałem w tym żadnego doświadczenia, nie potrafię i nawet nie będę próbował zrozumieć tego, dla czego na moje emaile przez wiele tygodni nikt nie odpowiadał. Czyżby przesyt wolontariuszy? (sarkazm) W emailach oferowałem 100% pomysłów i pełne zaangażowanie w zbieraniu funduszy. W mojej korespondencji była tylko jedna prośba o znalezienie jednej chętnej rodziny, która zgodziłaby się na fotoreportaż. Oczywiście nie uzależniałem swojej chęci pomocy od ewentualnej zgody na tą moją jedyną prośbę. Dopiero, gdy zacząłem telefonować udało mi się osiągnąć jakieś efekty.W końcu udało mi się nawiązać współpracę z Lennox Children's Cancer Fund.Fundacja ta znalazła dla mnie rodzinę, w której siedmioletni Dilon jest chory na raka. Zaliczyłem 3 wizyty w ich mieście Southend-On-Sea, pokonując w sumie 1000 mil. Dwa dni z nimi w ich domu i jeden dzień w szpitalu.

To było niesamowite dla mnie doświadczenie! To wydarzenie dokonało we mnie wiele zmian... uzyskałem wiele odpowiedzi i znowu pojawiły się kolejne pytania, które nie pozwalają mi się zatrzymać.Starałem to wszystko odpowiednio uchwycić w obiektywie mojego aparatu. Powstał z tego fotoreportaż.

SS. Pod zdjęciami, które można zobaczyć na twojej stronie www.367project.net/journey. zamieściłeś coś w rodzaju dialogu z doktorem, tak aby oglądający mógł zobrazować je sobie jak scenę z filmu.

JL. Masz rację, że nie ma tam dosłownych opisów, które miałyby odczytywać znaczenie zdjęcia. Widz musi sam się nad tym zastanowić.

SS. Te zdjęcia prowokują, wciąż je widzę.

JL. I o to chodzi.

SS. Tzw. zwykli obywatele zazwyczaj patrzą na tych ludzi z dystansem. Gdy w TV pojawia się program poświęcony temu problemowi, szybko przełączają  program. Oczywiście nie wszyscy, ale jednak coś w tym jest. Spędziłeś z Dilonem i jego rodziną jakiś czas. Powiedz czym ci ludzie tak różnią się od nas?

JL. Niczym.

SS. ?

JL. To najnormalniej  pod słońcem zachowujący się ludzie. Oczywiście, chemioterapia powoduje pewne widoczne zmiany, a także pewne czynności domowe muszą być podporządkowane zaleceniom medycznym. A tak po za tym ci ludzie mają na dal dwie ręce i dwie nogi. tak samo czują, śmieją się, płaczą. Starają się by ich życie wyglądało jak najnormalniej. Niedopuszczalne jest celebrowanie choroby. Nie polega to jednak na oszukiwaniu się co do rzeczywistości. Dilon w 100% -ach zdaje sobie sprawę z sytuacji. I właśnie w tym momencie można sobie uświadomi cały heroizm sytuacji. Ci ludzie dają z siebie 200%. Nie mają wyboru. Gdyby tego nie robili to by to po prostu nie funkcjonowało. Chociażby sam fakt, że mają jeszcze dwójkę innych zdrowych dzieci. Z jednym dzieckiem trzeba być 24h na dobę w odległym o 100 mil szpitalu, a pozostałą dwójką również należy się zająć. One też mają swoje problemy potrzeby. Ale jednocześnie też rozumieją sytuację i też starają się pomóc. W czasie chemioterapii, kiedy Dilon wymaga szczególnego wsparcia, tegoż samego wsparcia potrzebuje rodzic patrzący na męczarnie swego dziecka. W tym samym czasie drugi rodzic pilnuje spokoju i normalności w domu. Nie mogą nawet na chwilę pozwolić sobie na zwątpienia. Jacy oni muszą być naprawdę mocni psychicznie! 

Tak na prawdę w tej rodzinie każdy jest bohaterem. Kończąc ostatnią wizytę, żegnając się z nimi nieomalże wykrzyczałem; jacy są wspaniali!I tu ich odpowiedź mnie urzekła. Spokojnie odpowiedzieli, że robią to co muszą robić i nie mają innego wyjścia. Naszła mnie wtedy refleksja, że jeżeli, oni, zwykli ludzie,potrafią dać z siebie tak wiele, to znaczy, że każdy z nas może wiele dokonać. Ta ludzka energia, te siły i możliwości... to też taka fajna pointa, którą chciałem ukazać w swoich fotografiach. I to też jakoś fajnie się odwołuje do tego, że chcę wjechać rowerem na jakiś tam szczyt, to wszystko się ładnie łączy. Z tego też powodu chcę aby każde moje następne przedsięwzięcie było jeszcze większe i ambitniejsze.

SS. Czyli plany na przyszłość...

JL. Najbliższa przyszłość to również projekt, gdzie będzie dużo sportu i fotografii, a cel podobny - pomaganie potrzebującym. Poza tym będzie się sporo różnił od obecnego. Nie zdradzę jednak jeszcze szczegółów, ponieważ wciąż coś jeszcze zmieniam i dogrywam.

SS. Powiedz przynajmniej co oznacza ta liczba 367?

JL.Czemu 367? 367, to jest liczba km jaka pokonałem podczas swojego pierwszego wyczynu w życiu mając 20 lat. Przejechałem wtedy rowerem z Warszawy do Gdyni w ciągu niecałej doby . Na ta historie zapraszam na mojego bloga.

SS. A wracając do Bikerest, czy potrzebujesz do realizacji tego projektu jakichś sponsorów?

JL. Co do sponsorów, to prawie nie miałem żadnych oczekiwań. Problem pojawił się jednak z czasem jaki muszę poświęcić na treningi. Aby dobrze się przygotować do projektu bikeverst musiałbym trenować po za domem 4-5 razy w tygodniu po 5h. Ze względu na to, że pracuję w pełnym wymiarze i jeszcze trochę dorabiam, na kontakt z rodziną, a szczególnie z dziećmi nie miałbym już kompletnie czasu. I tu z pomocą przyszedł mi zaprzyjaźniony sklep rowerowy Johns Bikes. Właściciele sklepu zupełnie nie poruszali kwestii reklamy. Oni naprawdę przejęli się moim projektem.  Dostarczył mi tzw trenarz rowerowy. Urządzenie to po podczepieniu do niego mojego roweru i odpowiedniej regulacji pozwala mi na pełną symulację jazdy pod stromą górę. W tym wszystkim najważniejsze jest, że wszystko to dzieje się w domu gdzie mogę nadal odpowiadać na coraz trudniejsze pytania mojej córki i mieć na oku syna, którego zdrowy rozwój motoryczny wymaga niezwykłej czujności.

SS. Czego oczekujesz od innych?

JL. Aby przyłączyli się do pomocy takim rodzinom, jak ta Dilona. Każdy zebrany funt na wybraną przeze mnie fundację działa na mnie niezwykle motywująco. Tak jak wspominałem wcześniej, nie potrafię znaleźć odpowiedzi na pytanie po co to robię. Ale teraz, gdy moi znajomi, ale również ludzie obcy, wspierają mój cel drobnym groszem, sprawia że chcę aż polecieć. Nagle tyle siły i tyle wiary w to wszystko przybywa. Parę dni temu, 6-letnia wnuczka poznanej przeze mnie niedawno kobiety sprzedała swoją zabawkę za 3 funty i 87 pensów. Całosc przeznaczyła na mój projekt (w sensie pieniądze trafiają bezpośrednio na fundację). To jest ogromny kop w d... , no. Chcę powiedzieć, że jeżeli takie małe dzieci przejmują się takimi sprawami, to my, dorośli, róbmy wszystko by te dzieci nigdy tego nie żałowały. 

Na mojej stronie jest bezpośredni link do ogromnej w UK strony poświęconej wpłacaniu donacji na charity. Bezposredni link to: www.justgiving.com/bikerest

Dziękuję z góry!

SS. Janku, dziękuję ci bardzo za rozmowę. Powiedz jeszcze tylko, proszę, czy wiesz jak się miewa teraz Dilon?

JL. Tak oczywiście. I wieści są bardzo dobre! Diagnoza po ostatniej chemioterapii jest lepsza niż się spodziewano. Jest też możliwość, że szybciej wyjdzie ze szpitala do domu. Będzie jeszcze musiał wrócić do szpitala na radioterapię ale to będzie już ostatni etap po blisko rocznej chorobie. Za miesiąc lub dwa będzie mógł już wrócić do szkoły i normalnego życia.

Ale to kiedy będzie pewność, że choroba nie powróci będzie można mieć dopiero za kilka lat.

SS. Jednak na tą chwilę to wielkie zwycięstwo.

Przekaż od Dilonowi i jego rodzinie wyrazy szacunku i podziwu.

JL. Przekażę na pewno. Dziękuję

Od redakcji: Sławomir Sawczuk.(SS) debiutuje tym tekstem na łamach naszego portalu i gazety. Witamy serdecznie na pokładzie.

Sławomir Sawczuk.d

Aby dodawać komentarze musisz być zalogowany.

prb24.co.uk

  • tpob

TVP Polonia24

  • tvp

SPK WB

  • spk

Połącz się