Z wodospadu skoczyć w dół!
Normalnie takie rzeczy ogląda się w telewizji. Oto śmiałek skacze w dół z grzmiącego wodospadu. Nigdy nie myślałam, że sama kiedyś stanę na skraju wodospadu by doświadczyć czegoś podobnego.
Inicjatorką całego przedsięwzięcia była jak zwykle Magdalena Koolka, która zaproponowała byśmy poskakali sobie z wodospadu. Ot tak po prostu. Zebrało się w sumie 18 śmiałków, którzy nie bacząc na własny strach i przeciwności zdecydowało się wyruszyć do południowej Walii by skoczyć w dół w ryczące czeliści rzeki.
Niewielki parking na jaki trafiliśmy po kilku godzinach jazdy nie zapowiadał wielkich atrakcji jakie na nas czekały. Mimo że wkoło było dość chłodno to jednak perspektywa skoku z wodospadu przemarszu między śliskimi głazami podnosiły adrenalinę wszystkim uczestnikom tej nietypowej wycieczki i niewiele osób skupiało się na zimnie.
Rozpoczęło się jak w wojsku. Każdy dostał odpowiedni uniform. Pianki, kaski i kamizelki...ratunkowe. Przewodnik opowiedział co nam wolno zrobić a czego absolutnie nam nie wolno robić jeśli nie chcemy skończyć w szpitalu. Na koniec wykładu sprawdzono poprawność zapięcia naszych kamizelek i butów i ...zaczęło się. Aby się oswoić z sytuacją przeszliśmy poprzez płytką wodę do miejsca gdzie wartki strumień porywał nas i przenosił w coraz bardziej głębsze rewiry rzeki. Zimna woda działała dość orzeźwiająco. Kiedy stanęliśmy wreszcie pod wodospadem i chłód spadającej z wysokości 6 metrów wody spowodował, że niewiele brakowało aby nasze mózgi „zamarzły”. Temu niebezpiecznemu zjawisku zapobiegł wysoki poziom adrenaliny podniesiony dodatkowo przez kolejne zadanie polegające na przedostaniu się przez nieco skaliste i grząskie ścieżki do głównego celu naszej wyprawy – dziesięciometrowego wodospadu. Ślisko zimno ale co tam każdy przecież chce być choć trochę we własnych oczach jak Baumgartner . Krótkie objaśnienie jak powinniśmy skakać i pierwsza osoba wykonała skok. Każdy zaczynał skok w taki sposób jak mówili instruktorzy: proste nogi i ręce skrzyżowane na kamizelce. Zakończenie skoku wyglądało jednak u każdego inaczej. Jedni mniej lub bardziej wymachiwali rękami, drudzy podkurczali nogi, trzeci z kolei nie bardzo panowali nad położeniem tułowia w wyniku czego zetknęli się z wodą w dość „uderzający” sposób. Niektórzy z nas postanowili poprawić swój styl i skakali ponownie. Kiedy dotarliśmy do parkingu każdy z nas był mokry, zziębnięty ale... zadowolony. Panie miały niewielki kłopot z przebraniem się ale po kilku minutach każda z pań prezentowała się już … w suchych i wygodnych ubraniach. Wyprawę zakończyliśmy w jednym z wynajętych ośrodków gdzie przy kominku rozgrzewani płonącymi szczapami drewna (i nie tylko) spędziliśmy resztę dnia a może lepiej powiedzieć nocy i poranka.
Jeśli ktoś mnie pyta czy pojechałabym na taką wyprawę jeszcze raz moja odpowiedź jest jedna: oczywiście! Niesamowita adrenalina!
Użyteczne informacje:
Gdzie: http://www.breconbeacons.org/visit-us/information-centres-new/waterfalls-centre-pontneddfechan
Tekst: Małgorzata Ulanicka
Zdjęcia: Dawid, Magdalena Koolka
- Kliknij aby powiększyć! Kliknij aby powiększyć!
- Kliknij aby powiększyć! Kliknij aby powiększyć!
- Kliknij aby powiększyć! Kliknij aby powiększyć!
- Kliknij aby powiększyć! Kliknij aby powiększyć!
http://informacje24.co.uk/24-4/cardiff/6012-z-wodospadu-skoczy-w-do.html#sigProGalleria381ffae2f5
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.