INFORMACJE24.co.uk

Jesteś tutaj: Informacje24 1 Informacje Donald, Unia i pecunia

Donald, Unia i pecunia

Wyobraźmy sobie, że pewien dżokej, wespół z koniem, wygrał Wielką Pardubicką. Oczywiście, należą mu się oklaski, pieniądze i chwała wieczna, bo to turniej trudny a i sama gonitwa prestiżowa i z przeszkodami. Wyobraźmy sobie też jeźdźca na mule, który wygrał wyścig czterokopytnych o Puchar Wójta Gminy Wdzydze Kiszewskie. Dla porządku trzeba zaznaczyć, że jeździec wraz z wiernym mułem startował w wyścigu samotnie, bo inni, bardziej ambitni dżokeje, pojechali na Wielką Pardubicką, by tam wziąć udział i nagrodę przy okazji. I wyobraźmy sobie teraz te wszystkie lokalne, wdzydzkie media, gazety i telewizje, które jak jeden mąż odtrąbiły sukces jeźdźca na mule.

Brawo Donald!” niesie się po Wdzydzach a pijani radością mieszkańcy gminy powtarzają słowa wiktorii jak mantrę.

Król jest nagi

Pan Premier Donald Tusk wygrał pracę marzeń. Było to o tyle łatwe, że nie miał konkurentów ze strony przywódców państw Unii. Jedynie Pani Premier Danii kokietowała słabo do pewnego momentu, że trochę chce, ale jakoś się boi… Jak to kobietka. Ostatecznie oświadczyła jednak, że nie chce, bo nigdy nie zamierzała i Donald miał już z góry.

Robota przewodniczącego Rady Europejskiej to fucha nie z tej Ziemi: obowiązki żadne, odpowiedzialność zerowa, narobić się nie trzeba, tyra nie wchodzi w grę, podwójna kadencja może potrwać nawet pięć lat a 122 tysiące złotych miesięcznie zawsze wpadnie do premierowskiej kieszeni. Krótko mówiąc: „mniej pracy, większa pensja i większy prestiż” cieszyła się żona Pana Premiera.

Zadania przewodniczącego Rady są dekoracyjne i estetyczne z użyciem pudru i zasypki, tu i ówdzie, jeśli coś się zatrze.

Przewodniczący, cztery razy w roku zaprasza, na wspólny ochlaj i bankiet, szefów państw Unii. Oni jedzą, piją i rozmawiają a Przewodniczący, jak na dobrego gospodarza przystało, snuje się po salonach i patrzy jak im idzie. W ten sposób „prowadzi prace Rady oraz zapewnia ciągłość prac”. Przy okazji dolewa gościom do kieliszków i pilnuje czy aby nie chcą dać sobie po mordzie – w ten sposób „wspomaga osiąganie spójności i konsensusu w Radzie”. Sam nowo namaszczony szef Rady, Pan Premier Tusk, uważa to zadanie za szczególnie ważne – mówił, w tym celu, po polsku do zagranicznych dziennikarzy o międzynarodowym „budowaniu kompromisów”. Czy jakoś tak.

W razie jednak gdyby kompromis nawalił, Rada może zechcieć głosować. Prawo głosu mają wszyscy, za wyjątkiem Przewodniczącego. Co jest bardzo humanitarne – bo przecież chłop tak się już nagadał jako „spiritus movens” konsensusu, że mu „movens” odebrało (Laskowik wiecznie żywy!).

Jak Rada się już naje, napije i pójdzie usiąść do biblioteki na kawę i cygaro, to wtedy Przewodniczący cichcem wymyka się do Parlamentu Europejskiego, żeby podkablować kolegów. Innymi słowy „przedstawia Parlamentowi Europejskiemu sprawozdanie z każdego posiedzenia Rady Europejskiej”. Takie sprawozdanie, rzecz jasna, to nie wynik zarwanych nocy Przewodniczącego i jego bolesnych potyczek z kałamarzem, ale efekt pracy dziesiątków fachowych tłumaczy, tuzinów zgrabnych stenotypistek i wielojęzycznych a uśmiechniętych maszynistek biurowych.

Patrząc na kompetencje Przewodniczącego Rady jasno widać, że nie ma on żadnego znaczenia: ani dla siebie, ani dla Unii ani tym bardziej dla Polski. Bo, de facto, niczym, na dobrą sprawę, nie kieruje, nie jest decyzyjny ani nie też ma żadnych środków na podorędziu by jakiekolwiek decyzje wyegzekwować – ot, figurant z korkiem od szampana w ręce i z unijną flagą w tle.

To gigantyczny sukces Polski!” – jednym tchem wołają polskie media, dziennikarze i politycy.

Narodowy punkt widzenia nie będzie mnie obowiązywał w mojej nowej pracy” mówi w czasie swojej pierwszej konferencji prasowej nowy prezydent Unii, Donald Tusk.

Więc jak to jest? Cóż takiego Polska zyska na działalności Pana Premiera Tuska w roli Przewodniczącego? Konia z rzędem i cała Wielka Pardubicka temu, kto wskaże korzyści!

Sukces w ramach solidarności plemiennej, jest, a i owszem – ale na tym kończą się małe radości i powody do wielokrotnych orgazmów. Za to patrząc na zarobki Przewodniczącego można śmiało zaryzykować bliźniacze stwierdzenie: to gigantyczny sukces samego Pana Premiera Tuska!

Miodowe lata

Zarobki Przewodniczącego Rady są wręcz nieprzyzwoite i obleśnie wysokie. Jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę mizerię obowiązków unijnego biurokraty jawią się, wprost i bez ogródek, jako skandaliczne. Słowem, buchalterzy zjednoczonej Europy są bardzo hojni dla swoich papierowych przywódców.

Już niedługo Pan Premier Tusk będzie zarabiał na życie „budując kompromisy”. Za tą trudną sztukę demontażu nieufności i murowania zgody Pan Premier Tusk będzie pobierał gażę artystyczną w wysokości 367 tysięcy euro rocznie. Dla ułatwienia, dla euro niepiśmiennych: jest to około półtora miliona złotych! Kadencja Przewodniczącego Rady trwa 2,5 roku, z możliwością powtórnej reelekcji, czyli, jak łatwo policzyć, Pan Premier da radę wyciągnąć na czysto siedem i pół miliona złotych w ciągu pięciu lat. To gigantyczny sukces finansowy Pana Premiera Tuska! Ale gdzie tu sukces Polski…?

Wśród zasług poprzedniego Przewodniczącego Rady, byłego premiera Belgii Hermana von Rompuy, wymienia się głównie i jedynie „doprowadzenie do szeregu reform gospodarczych Unii”. Ale czy był to też „gigantyczny sukces Belgii”? Bardzo wątpliwe.

Pan Premier Tusk jawił się, w ciągu siedmiu lat rządów, jako osoba wyważona, budząca sympatię i niekoniecznie opętana rządzą władzy. Do czasu. Afera taśmowa pokazała jasno, że Pan Premier, miast rzucić ze wstydu i honorowo ręcznik, przyspawał się jeszcze mocniej do stołka. A teraz, przyjmując funkcję Przewodniczącego Rady, porzucił bez żalu stołek i przyspawał się do sejfu z kasą. I zapewnił sobie wikt i opierunek do końca życia. I to jest normalne, i to jest bardzo ludzkie i zwykle, po ludzku, zrozumiałe. Tylko, po cholerę, frazesy o celach wyższych i wartościach nadrzędnych skoro zawsze chodzi albo o pieniądze albo o koronę.

Idealny byłby świat, w którym państwo rządzone jest bez udziału klasy politycznej. A politycy nie mają w nim racji bytu i są bez sensu.

Nie wierzę politykom!” – śpiewał kiedyś Tomek Lipiński i Tilt.

Bardzo to zacny brak wiary!

Radosław Purski

 

Więcej tekstów autora na : www.radoslawpurski.salon24.pl

 

 

 

Donald, Unia i pecunia

Wyobraźmy sobie, że pewien dżokej, wespół z koniem, wygrał Wielką Pardubicką. Oczywiście, należą mu się oklaski, pieniądze i chwała wieczna, bo to turniej trudny a i sama gonitwa prestiżowa i z przeszkodami. Wyobraźmy sobie też jeźdźca na mule, który wygrał wyścig czterokopytnych o Puchar Wójta Gminy Wdzydze Kiszewskie. Dla porządku trzeba zaznaczyć, że jeździec wraz z wiernym mułem startował w wyścigu samotnie, bo inni, bardziej ambitni dżokeje, pojechali na Wielką Pardubicką, by tam wziąć udział i nagrodę przy okazji. I wyobraźmy sobie teraz te wszystkie lokalne, wdzydzkie media, gazety i telewizje, które jak jeden mąż odtrąbiły sukces jeźdźca na mule.

Brawo Donald!” niesie się po Wdzydzach a pijani radością mieszkańcy gminy powtarzają słowa wiktorii jak mantrę.

Król jest nagi

Pan Premier Donald Tusk wygrał pracę marzeń. Było to o tyle łatwe, że nie miał konkurentów ze strony przywódców państw Unii. Jedynie Pani Premier Danii kokietowała słabo do pewnego momentu, że trochę chce, ale jakoś się boi… Jak to kobietka. Ostatecznie oświadczyła jednak, że nie chce, bo nigdy nie zamierzała i Donald miał już z góry.

Robota przewodniczącego Rady Europejskiej to fucha nie z tej Ziemi: obowiązki żadne, odpowiedzialność zerowa, narobić się nie trzeba, tyra nie wchodzi w grę, podwójna kadencja może potrwać nawet pięć lat a 122 tysiące złotych miesięcznie zawsze wpadnie do premierowskiej kieszeni. Krótko mówiąc: „mniej pracy, większa pensja i większy prestiż” cieszyła się żona Pana Premiera.

Zadania przewodniczącego Rady są dekoracyjne i estetyczne z użyciem pudru i zasypki, tu i ówdzie, jeśli coś się zatrze.

Przewodniczący, cztery razy w roku zaprasza, na wspólny ochlaj i bankiet, szefów państw Unii. Oni jedzą, piją i rozmawiają a Przewodniczący, jak na dobrego gospodarza przystało, snuje się po salonach i patrzy jak im idzie. W ten sposób „prowadzi prace Rady oraz zapewnia ciągłość prac”. Przy okazji dolewa gościom do kieliszków i pilnuje czy aby nie chcą dać sobie po mordzie – w ten sposób „wspomaga osiąganie spójności i konsensusu w Radzie”. Sam nowo namaszczony szef Rady, Pan Premier Tusk, uważa to zadanie za szczególnie ważne – mówił, w tym celu, po polsku do zagranicznych dziennikarzy o międzynarodowym „budowaniu kompromisów”. Czy jakoś tak.

W razie jednak gdyby kompromis nawalił, Rada może zechcieć głosować. Prawo głosu mają wszyscy, za wyjątkiem Przewodniczącego. Co jest bardzo humanitarne – bo przecież chłop tak się już nagadał jako „spiritus movens” konsensusu, że mu „movens” odebrało (Laskowik wiecznie żywy!).

Jak Rada się już naje, napije i pójdzie usiąść do biblioteki na kawę i cygaro, to wtedy Przewodniczący cichcem wymyka się do Parlamentu Europejskiego, żeby podkablować kolegów. Innymi słowy „przedstawia Parlamentowi Europejskiemu sprawozdanie z każdego posiedzenia Rady Europejskiej”. Takie sprawozdanie, rzecz jasna, to nie wynik zarwanych nocy Przewodniczącego i jego bolesnych potyczek z kałamarzem, ale efekt pracy dziesiątków fachowych tłumaczy, tuzinów zgrabnych stenotypistek i wielojęzycznych a uśmiechniętych maszynistek biurowych.

Patrząc na kompetencje Przewodniczącego Rady jasno widać, że nie ma on żadnego znaczenia: ani dla siebie, ani dla Unii ani tym bardziej dla Polski. Bo, de facto, niczym, na dobrą sprawę, nie kieruje, nie jest decyzyjny ani nie też ma żadnych środków na podorędziu by jakiekolwiek decyzje wyegzekwować – ot, figurant z korkiem od szampana w ręce i z unijną flagą w tle.

To gigantyczny sukces Polski!” – jednym tchem wołają polskie media, dziennikarze i politycy.

Narodowy punkt widzenia nie będzie mnie obowiązywał w mojej nowej pracy” mówi w czasie swojej pierwszej konferencji prasowej nowy prezydent Unii, Donald Tusk.

Więc jak to jest? Cóż takiego Polska zyska na działalności Pana Premiera Tuska w roli Przewodniczącego? Konia z rzędem i cała Wielka Pardubicka temu, kto wskaże korzyści!

Sukces w ramach solidarności plemiennej, jest, a i owszem – ale na tym kończą się małe radości i powody do wielokrotnych orgazmów. Za to patrząc na zarobki Przewodniczącego można śmiało zaryzykować bliźniacze stwierdzenie: to gigantyczny sukces samego Pana Premiera Tuska!

Miodowe lata

Zarobki Przewodniczącego Rady są wręcz nieprzyzwoite i obleśnie wysokie. Jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę mizerię obowiązków unijnego biurokraty jawią się, wprost i bez ogródek, jako skandaliczne. Słowem, buchalterzy zjednoczonej Europy są bardzo hojni dla swoich papierowych przywódców.

Już niedługo Pan Premier Tusk będzie zarabiał na życie „budując kompromisy”. Za tą trudną sztukę demontażu nieufności i murowania zgody Pan Premier Tusk będzie pobierał gażę artystyczną w wysokości 367 tysięcy euro rocznie. Dla ułatwienia, dla euro niepiśmiennych: jest to około półtora miliona złotych! Kadencja Przewodniczącego Rady trwa 2,5 roku, z możliwością powtórnej reelekcji, czyli, jak łatwo policzyć, Pan Premier da radę wyciągnąć na czysto siedem i pół miliona złotych w ciągu pięciu lat. To gigantyczny sukces finansowy Pana Premiera Tuska! Ale gdzie tu sukces Polski…?

Wśród zasług poprzedniego Przewodniczącego Rady, byłego premiera Belgii Hermana von Rompuy, wymienia się głównie i jedynie „doprowadzenie do szeregu reform gospodarczych Unii”. Ale czy był to też „gigantyczny sukces Belgii”? Bardzo wątpliwe.

Pan Premier Tusk jawił się, w ciągu siedmiu lat rządów, jako osoba wyważona, budząca sympatię i niekoniecznie opętana rządzą władzy. Do czasu. Afera taśmowa pokazała jasno, że Pan Premier, miast rzucić ze wstydu i honorowo ręcznik, przyspawał się jeszcze mocniej do stołka. A teraz, przyjmując funkcję Przewodniczącego Rady, porzucił bez żalu stołek i przyspawał się do sejfu z kasą. I zapewnił sobie wikt i opierunek do końca życia. I to jest normalne, i to jest bardzo ludzkie i zwykle, po ludzku, zrozumiałe. Tylko, po cholerę, frazesy o celach wyższych i wartościach nadrzędnych skoro zawsze chodzi albo o pieniądze albo o koronę.

Idealny byłby świat, w którym państwo rządzone jest bez udziału klasy politycznej. A politycy nie mają w nim racji bytu i są bez sensu.

Nie wierzę politykom!” – śpiewał kiedyś Tomek Lipiński i Tilt.

Bardzo to zacny brak wiary!

 

Radosław Purski

Więcej tekstów autora na : www.radoslawpurski.salon24.pl

 

Aby dodawać komentarze musisz być zalogowany.

prb24.co.uk

  • tpob

TVP Polonia24

  • tvp

SPK WB

  • spk

Połącz się